piątek, 4 grudnia 2015

Rozdział XXVII

~ Selena ~


Całą noc rozmyślałam nad tym, co dzieje się z moim chłopakiem. Martwiłam się jego stanem zdrowia. Wiem, że nie chciał mnie martwić, bo miałam wystarczająco zmartwień, ale nie mogłam przejść obojętnie obok jego cierpienia.

Rano nie mogłam już dłużej wytrzymać tej niepewności. Musiałam dowiedzieć się, co jest Justinowi. Ubrałam na siebie szlafrok i wyszłam ze swojego pokoju. Miałam nadzieję, że mój ukochany już nie śpi.

Zapukałam do jego drzwi. Od razu usłyszałam stłumione „proszę”. Bez zastanowienia weszłam do środka. Chłopak stał tyłem do wejścia i szukał czegoś w swojej torbie. Mój ukochany ledwo trzymał się na nogach, a ja nadal nie miałam pojęcia, jaka jest tego przyczyna.

Mężczyzna wyciągnął opakowanie tabletek. Usiadł na łóżku i zażył pastylkę popijając lek szklanką wody. Gdy odłożył kubek na szafkę mocno wtuliłam się do jego ciała. Byłam naprawdę ciekawa, co dolega Justinowi.

- Kochanie powiesz mi, co się dzieje? Widzę, że coś jest nie tak – powiedziałam zmartwionym tonem.

Chłopak odsunął się ode mnie. Spojrzał w moją stronę z bólem wypisanym na twarzy. Widziałam, że bardzo się czymś martwił.

- Selena to jest trudne do wytłumaczenia. Nie wiem, jak mam Ci to wszystko powiedzieć. Dopiero między nami zaczęło się układać, a teraz mogę stracić to wszystko – powiedział spoglądając na swoje dłonie.

Nadal nic nie rozumiałam. Spojrzałam na mężczyznę i złączyłam nasze ręce. Czekałam, aż podniesie swój wzrok na mnie. Gdy spojrzał w moje oczy, zauważyłam, że jego piękne brązowe tęczówki są wypełnione łzami. Co do cholery go doprowadziło do takiego stanu?

- Jestem chory. Mam białaczkę. Od poniedziałku zaczynam chemioterapię – odparł ledwo słyszalnym głosem.

Nie mogłam uwierzyć, w to co powiedział. Jednak nagle wszystko zaczęło składać się w całość.

Podczas mojej miesięcznej nieobecności w szkole, Justin przez prawie dwa tygodnie mnie nie odwiedzał. Na początku myślałam, że nie miał czasu, aby mnie dziennie odwiedzać. Teraz zrozumiałam już wszystko.

Mocno przytuliłam swojego chłopaka. Bałam się, że mogę go stracić, a tego bym nie przeżyła. Nie mogłam stracić kolejnej osoby, na której mi zależy. Za dużo już w życiu przeszłam, aby móc pożegnać się na zawsze z Justinem.

- A co mówią lekarze? - Spytałam z nadzieją.

- Mówią, że bardzo szybko u mnie to wykryli, a rak nie jest złośliwy i sama chemioterapia powinna pomóc. Niestety najbliższy miesiąc muszę spędzić w szpitalu. Rodzice rozmawiali z nauczycielami i przez całe leczenie, będę miał lekcje w szpitalu. Wrócę przed samą maturą i będę strasznie tęsknił, gdy będziesz daleko ode mnie. Mam nadzieję, że będziesz mnie odwiedzać, bo inaczej zwariuję bez Ciebie – odparł mocno mnie przytulając. 


~ Justin ~


Cieszyłem się, że miałem już rozmowę z Seleną za sobą. Mieliśmy się szykować na spotkanie z biologiczną babcią mojej dziewczyny, kiedy zadzwoniła moja mama. Wiedziałem, że odkąd dowiedziała się o mojej chorobie, nie mogła przestać zamartwiać się moim stanem zdrowia. Jednak czegoś takiego nie spodziewałem się usłyszeć.

- Justin wiem, że zaplanowałeś sobie cały weekend z Seleną, ale dzwonili z kliniki. Znalazło się miejsce i jeszcze dziś wieczorem możesz zacząć leczenie – powiedziała od razu, gdy odebrałem połączenie.

Byłem w szoku. Nie sądziłem, że to może potoczyć się tak szybko. Z jednej strony bałem się, że podczas leczenia coś pójdzie nie tak. Z drugiej wiedziałem, że im szybciej zacznę chemioterapię, tym szybciej będę mógł wrócić do normalnego życia.

- Dobrze. Przekaż im, że dziś wieczorem będę na miejscu – usłyszałem, jak moja mama wzdycha z ulgą po drugiej stronie słuchawki.

Po skończonej rozmowie z mamą, szeroko uśmiechnąłem się do swojej dziewczyny. Selena nie miała pojęcia, co się właściwie przed chwilą stało, więc postanowiłem ją uświadomić w całej sytuacji.

- Musimy wrócić wcześniej do Atlanty. Wieczorem mam się zgłosić w klinice, bo znalazło się miejsce i wcześniej mogę zacząć leczenie – odparłem przyciągając dziewczynę do siebie.

Moja księżniczka zapiszczała z radości. Wiedziałem, że to nie ze względu na szybszy powrót do domu. Selena tak jak ja zdawała sobie sprawę, że dzięki szybszemu leczeniu, szybciej będziemy mogli spędzać czas, jak normalna para nastolatków.

Dziewczyna szybko opuściła mój pokój i poszła się pakować. Bez zastanowienia wybrałem numer od babci Seleny, aby jej przekazać, że odwiedziemy ją innym razem. Kobieta była zawiedziona, że nie pozna bliżej swojej wnuczki. Gdy usłyszała z jakiego powodu szybciej wracamy do domu, sama doszła do wniosku, że lepiej będzie, jak wcześniej rozpocznę leczenie.

Kilka minut później udałem się do łazienki pod prysznic. Po powrocie do pokoju, zacząłem się ubierać, po czym spakowałem swoją torbę. Nagle znów usłyszałem ciche pukanie do drzwi. Od razu wiedziałem, że przyszła moja księżniczka. Zabrałem swój bagaż i opuściłem pomieszczenie. Zeszliśmy na dół do restauracji, gdzie zjedliśmy obfite śniadanie. Później wróciliśmy do recepcji. Oddaliśmy klucze z naszych pokoi i wymeldowaliśmy się z hotelu.

Selena wzięła kluczyki od samochodu. Z daleka otworzyła bagażnik, gdzie od razu włożyliśmy nasze torby. Nie czułem się najlepiej, więc pozwoliłem, aby moja dziewczyna zawiozła nas na lotnisko.

Po dotarciu na miejsce od razu zajęliśmy się prze-bookowaniem biletów, aby jeszcze dziś wrócić do domu. Na szczęście udało nam się dokonać formalności. Mieliśmy lecieć najbliższym samolotem, który miał być za dwie godziny. W tym czasie oddaliśmy samochód do wypożyczalni znajdującej się tuż przy lotnisku.

Następnie wróciliśmy na lotnisko, gdzie przeszliśmy przez odprawę. Przypomniałem sobie, że obiecałem Jazmyn prezent z Nowego Jorku. Razem z Seleną zaraz po odprawie weszliśmy do sklepu bezcłowego. Długo chodziliśmy między regałami i szukaliśmy odpowiednich zabawek dla mojego rodzeństwa.

Moja księżniczka nagle stanęła przy dziale z misiami. Wiedziałem, o czym myślała. Podszedłem do swojej dziewczyny i razem wybraliśmy dwa misie. Po udanych zakupach w końcu mogliśmy wejść na pokład samolotu, który niebawem miał startować.

Podczas lotu byłem bardzo zdenerwowany. Dopiero teraz zacząłem się martwić pobytem w klinice. Dzieliło mnie tylko kilka godzin od rozpoczęcia leczenia, a ja byłem coraz zaniepokojony. Bałem się, że leczenie może pójść nie tak, albo źle zniosę chemioterapię. A ja przecież byłem zbyt młody, aby móc teraz odejść.

Selena oparła swoją głowę na moim ramieniu, a ja mocno przytuliłem nią do siebie. Nie chciałem rozstawać ze swoją księżniczką. Zbyt długo walczyłem o jej uczucie, aby móc to wszystko stracić.

- Justin nie martw się. Wszystko się ułoży. Wyzdrowiejesz i wszystko będzie dobrze, a ja dziennie będę Ciebie odwiedzać – powiedziała całując moje usta.

Jej słowa trochę mnie uspokoiły, ale nadal bałem się pobytu w szpitalu. Nie wiedziałem, jak mój organizm przyjmie leczenie, ale naprawdę nie chciałem jeszcze umierać.

Po kilku godzinach lotu wylądowaliśmy w Atlancie. Od razu zabraliśmy nasze bagaże i na podziemnym parkingu odnaleźliśmy mój samochód. Odwiozłem dziewczynę, po czym udałem się do swojego domu.

Musiałem przygotować się na wizytę w klinice. Bałem się tego coraz bardziej. Nie wiedziałem, co czeka mnie w szpitalu.

Ledwo otworzyłem drzwi, a moja siostra skoczyła na mnie. Straciłem równowagę, żeby nie dać Jazzy poznać, że coś się ze mną dzieje oparłem się plecami o futrynę. Dziewczynka mocno mnie przytuliła i zapiszczała z radości, że znów jestem w domu. Gdy w końcu stanęła na ziemi, ja wyciągnąłem z torby misia dla swojej siostrzyczki. Kiedy weszliśmy do salonu drugą maskotkę podałem swojemu brat.

Moja mama spojrzała na mnie zmartwionym wzrokiem i smutno uśmiechnęła się w moją stronę. Wiedziałem, że bała się tak samo jak ja. Jednak żadne z nas nie było w stanie tego zmienić. Musiałem przejść przez chemioterapię, aby móc żyć, jak każdy normalny nastolatek w moim wieku.

- Justin o 18:00 mamy być w klinice. Masz już spakowane wszystko, co lekarz kazał zabrać – powiedziała smutnym tonem.

Nic nie odpowiedziałem. Podszedłem do swojej rodzicielki. Usiadłem obok niej na kanapie i mocno przytuliłem kobietę. Chwilę później na swoim ramieniu poczułem łzy. Łzy należące do mojej mamy. Wiedziałem, że cierpiała z powodu mojej choroby, ale w końcu musieliśmy być dobrej myśli. Musieliśmy wierzyć, że leczenie pójdzie zgodnie z planem.

- Mamo nie martw się. Wszystko się ułoży. Wyzdrowieję, zobaczysz – odparłem pocieszając kobietę.

Moja mama uspokoiła się, ale nadal była przygnębiona. Sam nie byłem uradowany myślą, że mogę umrzeć podczas leczenia.
________________________________________________________________________
Po przeczytaniu skomentuj :)

Przepraszam, że rozdział jest tak późno, ale miałam próbne matury, próbny egzamin zawodowy i nie miałam czasu usiąść i napisać dla Was rozdziału.
Mam nadzieję, że mi wybaczycie te małe opóźnienie.
Na pewno podczas przerwy świątecznej coś się pokaże na blogu.
Mam nadzieję, że rozdział Wam się podoba i mam nadzieję, że udało mi się Was zaskoczyć biegiem historii.

Spodziewaliście się, że może chodzić o tak poważną chorobę?
Czy Justin przeżyje leczenie?
Czy Selena będzie z Justinem przez cały ten czas?
Czy Justin wyzdrowieje?
Co jeszcze spotka Justina i Selenę?


5 komentarzy:

  1. Nie spodziewałam się takiego obrotu tej historii. Mój biedny Justyn taki chory :( Biedactwo moje :(
    Rozdział świetny :* Kocham cię misia :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne !! Czekam na następny rozdział ! *-* Tylko szkoda ze już nie dodajesz zdjęć między tekstem wtedy jest łatwiej sobie wyobrazić np.jak jest ubrana Selena czy wygląd pokoju <3 pozdrawiam ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział :D !! <3 a bedzie jeszcze coś o Maksie ?

    OdpowiedzUsuń
  4. O jejku :( Biedny Justin :( Niestety jak dla mnie rozdziały są za krótkie. Jeden powinien miec 3-5 stron zwykłej książki.

    OdpowiedzUsuń